Kiedyś nie było autyzmu?

Kiedyś nie było autyzmu?

Czasem słyszy się takie stwierdzenia: „Za moich czasów nie było autyzmu”, „Kiedyś ludzie normalnie żyli”, „Po co komu diagnoza?”. Warto się nad tym zastanowić. Spektrum autyzmu było zawsze z nami, tylko nie mieliśmy narzędzi i wiedzy, by go rozpoznać.

Wyobraźmy sobie nasze babcie i dziadków – tych, którzy zawsze wydawali się trochę inni, może nawet „dziwni”. Może świat był dla nich zbyt głośny, zbyt szybki, zbyt przytłaczający? Może mieli swoje nietypowe zainteresowania, które innych drażniły? Może trudno im było nawiązywać relacje i często słyszeli, że są leniwi, uparci, że „powinni wziąć się w garść”?

Prawda jest taka, że autyzm nie jest nowym zjawiskiem – to nasza wiedza o nim jest nowa! Jeszcze 60 lat temu nauka była na zupełnie innym poziomie. Niespełna pół wieku temu uważano nawet, że za zaburzenia ze spektrum autyzmu odpowiadają „zimne” matki, które nie okazywały wystarczająco czułości swoim dzieciom. Dziś wiemy, że to kompletnie błędna teoria.

Historia zna wiele wybitnych postaci, u których przypuszcza się, że były w spektrum autyzmu – Vincent van Gogh, Leonardo da Vinci, Albert Einstein czy Hans Christian Andersen. Niektórzy nazywali ich ekscentrykami, inni geniuszami. Prawda jest taka, że po prostu byli sobą, ze swoimi wyjątkowymi cechami i często też trudnościami.

Współczesna diagnostyka i rosnąca świadomość społeczna to nie moda – to ogromny krok naprzód. Dzięki nim możemy lepiej zrozumieć siebie i innych. Diagnoza to nie etykieta – to klucz do samozrozumienia i szansa na otrzymanie odpowiedniego wsparcia. To możliwość życia w zgodzie ze sobą i swoimi potrzebami.

Dziś wiemy więcej i rozumiemy lepiej. Nie zostawiamy już dzieci samych sobie, nie ignorujemy ich potrzeb. Zauważamy, wspieramy i akceptujemy różnorodność. Bo różnorodność to nie choroba – to część ludzkiego doświadczenia.